Miraculum: Biedronka i Czarny Kot Wiki

CZYTAJ WIĘCEJ

Miraculum: Biedronka i Czarny Kot Wiki
Advertisement
Miraculum: Biedronka i Czarny Kot Wiki

One-shot napisany na świąteczny konkurs na one-shot 2021. Napisany raczej po to, by było więcej ludzi w konkursie, a nie, żeby wygrać. Mimo to, jeśli masz ochotę, zapraszam do przeczytania.

Chloé Bourgeois była z siebie wyjątkowo zadowolona i przez ostatnich kilka dni rozpierała ją autentyczna radość. Niektórzy zapewne zastanawiali się dlaczego i dopatrywali się w tym jakiejś wielkiej nikczemności, która miała wkrótce spaść na kolejną, nic nie podejrzewającą ofiarę. O tak, to było w stylu Chloé, lecz tym razem odpowiedź była znacznie bardziej przyziemna.

Nadeszły bowiem święta Bożego Narodzenia.

Wiedząc o tym, można by z kolei pomyśleć, że nawet wredna i podstępna córka burmistrza, której serce przez cały rok jest skute lodem, w ten magiczny zimowy czas ulega magii świątecznego ciepła i rozsiewanej dookoła miłości. To była prawda, ale tylko poniekąd. Na większość ludzi bowiem ten okres właśnie tak działał – zakopywali topór wojenny z rodziną i dawnymi przyjaciółmi, kupowali prezenty dla najukochańczych, wpłacali pieniądze na zbiórki charytatywne i tak dalej. Ogólnie ulegali wszechobecnej dobroci i nagle sami pragnęli ją rozsiewać, nawet jeśli większości z nich przez resztę roku nie obchodziły zadłużone schroniska dla zwierząt, chore dzieci ani nawet ich własna rodzina. A w każdym razie nie w takim stopniu.

Wracając… mało kto chciał sobie psuć ten wyjątkowy czas, wszyscy chcieli radości i odpoczynku. Stąd też nauczyli się, że aby nie psuć sobie świąt, nie warto jest stawiać się Chloé Bourgeois, która w tym okresie jeszcze bardziej niż przez resztę roku uwielbiała rozstawiać ludzi po kątach. A uwielbiała głównie dlatego, że wszyscy spełniali jej zachcianki natychmiast, nikt się nie kłócił, nikt nie buntował. Wiedzieli, że nie warto psuć sobie świąt, a na dodatek ta potrzeba bycia dobrym człowiekiem sprawiała, że uznawali również, że nie warto psuć święta innym. Chloé była przecież taka biedna i zagubiona, i musiała być bardzo smutną i samotną osobą, skoro zachowywała się w ten sposób.

Przez resztę dni w roku podobne myśli nie przychodziły im oczywiście do głowy.

Panienka Bourgeois z kolei widocznie nie zdawała sobie sprawy, że tak to wygląda w rzeczywistości, i uznawała po prostu, że w święta dostaje to, co się jej należy, z czego – bo jakże by inaczej – korzystała wręcz w nadmiarze. Dodawanie ludziom pracy w Boże Narodzenie było takie satysfakcjonujące, a myśl, że ci wszyscy ludzie zamiast być z rodziną w święta, spełniają jej wszystkie zachcianki, sprawiała, że Chloé czuła się wyjątkowo. A że z roku na rok uwagi brakowało jej coraz bardziej, coraz więcej ludzi zaprzęgała do pracy.

– Sabrina! – zawołała Chloé swoim piskliwym głosem, gdy zauważyła, że jej „przyjaciółka” zamierza już sobie pójść. W niebieskich jak letnie niebo oczach malowało się oburzenie. – Dokąd ty się wybierasz?! Nie widzisz, ile jeszcze jest do zrobienia? – Wskazała na stół wypełniony zeszytami i książkami, na stos potraw, których smak wyśmiała, i wieszak pełen pięknych błyszczących sukien, które uznała za zwykłe szmaty. – Nie możesz sobie tak po prostu pójść!

Sabrina odwróciła się powoli do córki burmistrza. Zawsze była niska i chuda, ale teraz jakby jeszcze bardziej skuliła się w sobie. Unikając wzroku przyjaciółki, zaczęła nerwowo wyłamywać sobie palce.

– No wyduś to z siebie! – zniecierpliwiła się Chloé.

– N… no bo… dzisiaj jest wigilia. Na dworze jest już ciemno. Obiecałam mamie, że wrócę na kolację…

– Chyba masz coś nie tak z głową! Ja też mam dziś wigilię, jakbyś nie wiedziała, a potrawy są do kitu, a kreacje obrzydliwe. Miałaś się tym zająć. Masz tu zostać, dopóki nie będę zadowolona!

– Ale Chloé… przecież masz od tego służbę. To ich praca, nie moja.

Panna Bourgeois zmarszczyła brwi, niemal nie wierząc w to, co usłyszała. Po raz pierwszy od wielu lat ktoś śmiał się jej sprzeciwić w okresie świątecznym. I to jeszcze Sabrina, która przez cały rok, niezależnie od pory, była na każde jej skinienie.

– Podobno twojego taty nie będzie dziś wieczorem ani jutro na świątecznym śniadaniu. Jeśli byś chciała… moja mama powiedziała, że możesz spędzić święta u nas.

Chloé poczuła ukłucie w sercu, ale zignorowała je. Nigdy by nie pomyślała, że postawi się jej akurat Sabrina i to jeszcze w takim dniu!

– Pff – prychnęła. – Nie mam zamiaru włóczyć się po jakichś slumsach! Powinnaś mi dziękować, że proponuję ci, byś została tutaj. Ale skoro wolisz wrócić do swojej rudery na jakąś marną, tanią kolację, to proszę! Na szczęście mam na swoich usługach mnóstwo osób, które będą się cieszyć, że mogą mi w czymś pomóc.

Była to tylko w połowie prawda. Rzeczywiście wielu ludzi spełniało jej zachcianki, ale w zasadzie wszyscy to robili, gdyż po prostu do tego, między innymi, zostali zatrudnieni. Chloé zaś boleśnie zdawała sobie z tego sprawę. Tylko Sabrina wydawała się naprawdę lubić jej towarzystwo. I gdy teraz o tym pomyślała… jedynie Sabrina zaprosiła ją do siebie na święta.

– Mamy wolne, Chloé – odezwała się znów i nawet uśmiechnęła się delikatnie. Skąd w niej tyle odwagi? – Naprawdę nie powinnaś spędzać tego czasu sama, dyrygując innymi. Wiem, że robisz to co roku i mówisz, że sprawia ci to przyjemność, ale… to nie jest dobre.

– Co ty niby możesz wiedzieć? Niczego nie masz. Beze mnie byłabyś nikim.

Ku jej lekkiemu zdumieniu, Sabrina uśmiechnęła się delikatnie na tę uwagę.

– Tak… to prawda – przyznała. – Bez ciebie byłabym nikim. Bardzo mi pomogłaś, kiedy nikt inny nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Ale to nieprawda, że niczego nie mam. Mam rodzinę, która mnie kocha, tylko że długo nie umiałam tego dostrzec. Tak to jest, jak ma się problemy i przysłaniają one wszystko inne. Ale… potem poznałam ciebie. – Sabrina uśmiechnęła się szeroko i szczerze. – Naprawdę bardzo mi pomogłaś. Dziękuję ci. Teraz ja chciałabym pomóc tobie. Teraz się pewnie nie zgodzisz, ale gdybyś zmieniła zdanie, zaproszenie jest cały czas aktualne.

Chloé nie odpowiedziała. Nie potrafiła. W milczeniu patrzyła, jak Sabrina zabiera swój płaszcz i znika za bogato zdobionymi drzwiami. Córka burmistrza stała przez chwilę w bezruchu, aż wreszcie odzyskała rezon. Zachowała w głowie tylko to, co chciała. To, że pomogła Sabrinie, i że ta jest jej teraz bezgranicznie wdzięczna, że będzie na każde jej skinienie. O tak, to ją zadowalało. A reszta nie miała znaczenia.

Chloé zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, wyrzuciła z głowy nieprzyjemne uczucie samotności i bolesną świadomość, że domagając się miłości od niewłaściwych osób, krzywdzi nie tylko siebie, ale i wszystkich dookoła. Mogłaby o tym pomyśleć i sobie z tym poradzić. Była na to wystarczająco silna. Mogła pogodzić się z tym, że rodzice o niej nie pamiętają i że otaczają ją osoby, które stałyby się dla niej kimś zdecydowanie wyjątkowym, gdyby tylko dała im szansę… gdyby przestała to postrzegać jako akt litości, który stanowiłby skazę na jej dumie.

O tak, to mogły być dla niej piękne święta. Lecz to jeszcze nie był jej czas. Musiała jeszcze do tego dojrzeć, dorosnąć, przeżyć trochę gorszych i lepszych chwil.

Te wolne dni wykorzystała więc tak jak co roku. Pomiatała innymi, zaprzęgła ich do zadań, których wykonanie nie było wcale konieczne ani jakkolwiek potrzebne. Wyzywała, obrażała i oszukiwała samą siebie, że jest szczęśliwa. To małe ziarenko, które zasiała Sabrina, zaczęło jednak kiełkować w jej sercu i nie dawało jej spokoju, choć usilnie starała się je ignorować.

Aż wreszcie, gdy Chloé podziwiała pokaz świateł w sylwestrową noc, w jej głowie pojawiła się zaskakująca myśl.

„W przyszłym roku chciałabym spędzić święta z Sabriną.”

I ku własnemu zdumieniu, uśmiechnęła się.

Advertisement